o piątej trzydzieści dziewięć w głowie dzieje się tylko próżnia
pudełko o idealnie dopasowanym wieczku i termos z ciepłą herbatą
nie pamiętam snu co kiedyś przychodził z łatwością
teraz jest świętością o którą powinnam się modlić
panie boże ja nie potrafię ja nie umiem
czego wy ode mnie chcecie z tą swoją łaską wymalowaną na twarzy
nie dajecie snu ja wam nie dam siebie
egoizm plącze mi się pomiędzy połamanymi palcami
ucieka przed szczyptą skruchy
skąd ona się tam bierze skoro w sierpniu zebrałam wszystkie jej plony
jesteś słabością znikaj już odejdź
paskudna wrażliwości pochodnio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz